Cart

Gruzja

Wycieczka do Gruzji – czyli „Gruzińska Uczta”.

Już na wstępie zaznaczę, że „uczta” to zbyt wygórowane słowo dla tego programu. Bardziej właściwym byłoby co najwyżej „przystawka”. Ale co by nie było kraj ładny.

Organizator: Biuro Podróży Rainbow. Sprzedaż wycieczki: Biuro Podróży „My Tours” z Lęborka – mytours.pl

Wylot z Warszawy. Przewoźnik Enter Air. Lądowanie na skromnym lotnisku w Batumi.

Termin wyjazdu: czerwiec 2019r.

Jak to na objeździe, w dość krótkim czasie mieliśmy okazję zobaczyć jeden z wyczekiwanych przez nas postradzieckich krajów.  Na początek wybraliśmy Gruzję. Państwa Europy Zachodniej, które dotychczas odwiedziliśmy wydają się łatwo dostępne, dosłownie są na wyciągnięcie ręki i dlatego mogą wydawać się banalne co oczywiście nie jest prawdą. Nas bardziej interesują państwa trochę zapomniane, niedoceniane, a niektórym nawet nieznane czyli  republiki postradzieckie tj; Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Uzbekistan, Turkmenistan, Azerbejdżan, Armenia a także te bliższe naszej wschodniej granicy. Prawda, że brzmi zachęcająco ? Wschodnia lista jest bardzo długa. Po wizycie w Gruzji wiem czego można się w tych krajach spodziewać i wydawało by się, że wystarczy zwiedzić jeden z wymienionych, żeby mieć ogólny pogląd jak jest w innych. Nam to jednak nie wystarczy i jeżeli nie do wszystkich to do niektórych na pewno pojedziemy.

Trasa przejazdu:  Batumi, Kutaisi, Tbilisi, Gori, Mccheta, Stepatsminda, Wardzia, Acjalciche, Bordżomi.

Gruzja: Najłatwiej powiedzieć, że to państwo położone na pograniczu Europy i Azji. Jak potrzeba to należymy do Europy a jak trzeba to do Azji. Czyli położenie geopolityczne jak znalazł. Graniczy z Rosją, Armenią, Turcją, Azerbejdżanem, Morzem Czarnym. Stolica: Tbilisi.

Większe miasta: Tbilisi, Batumi, Kutaisi.

Ważne/Znane osoby:

  • Lepiej nie wymieniać.  A jak już wspomnieć to tylko krytycznie czyli Josif Wissarionowicz Dżugaszwili znany jako Józef Stalin ur. w mieście Gori, które znajdowało się na trasie wycieczki.  
  • W polskim, bardzo znanym ale zakłamanym serialu również pojawił się Gruzin, który wprawdzie wykonywał polecenia dowódcy ale jednak to on trzymał w rękach drążki kierownicze czyli Grigorij Sakaszwili.

Religia: dominuje Prawosławie. Kobiety wchodzące do kościołów zobowiązane są do nakrycia głowy. Przy kościołach, zwłaszcza tych uznawanych jako zabytki i odwiedzanych przez turystów, udostępniane są chusty. Mężczyźni zobowiązani są do ubrania spodni co najmniej zakrywających kolana. W większych miastach znajdują się także nieliczne i niewielkie meczety dla muzułmanów.

Wiza: dla obywateli Polski wiza nie jest potrzebna na wjazd do Gruzji. Wystarczy dowód osobisty lub paszport.

Życie i codzienność: Zapewne niejeden z czytelników różnych stron o tematyce podróżniczej zetknął się z opinią, że Gruzini to otwarci ludzie, a Gruzja to kraj malowniczy, przyjazny i gościnny – ta słynna gruzińska gościnność. Brzmi to tak jakby na każdym kroku było kolorowo, a każdy Gruzin, którego spotkacie zapraszał nieznajomych do domu na biesiadę i w ogóle gdziebyśmy nie poszli to będziemy częstowani winem, które płynie w rzekach zamiast wody. Nic bardziej mylnego. Czasy się zmieniają i Gruzini też. Pozostaje pozazdrościć tym, którzy podczas indywidualnych wyjazdów mieli okazję uczestniczyć w takiej gruzińskiej starej, dobrej codzienności. Gruzja to państwo poradzieckie, taki schyłek naszego PRL-u i początek dorobku. Jednak jeszcze długo z tego marazmu nie wyjdzie. Państwo biedne, a życie trudne.

Jednym ze źródeł dochodu jest turystyka. Dlatego z turysty należy wyciągnąć ostatni grosz, a nie go gościć. W trakcie przejazdu widzieliśmy życie w  dużych miastach Batumi, Tbilisi, Kutaisi oraz miasteczkach i wsiach. Duże miasta to raczej fikcja bogactwa. Szczególnie widać to w Batumi gdzie wyrastające z dnia na dzień wieżowce i hotele sponsorowane przez kapitał zagraniczny chcą stłumić i zasłonić obraz obskurnych, od lat  nieremontowanych bloków mieszkalnych. Wystarczy zejść z promenady czy głównej ulicy żeby zobaczyć codzienność Gruzji. Jak się okaże nie jest tak kolorowo i gościnnie. Rzucającym się w oczy obrazem zaniedbanych osiedli i starych kamienic jest pranie rozwieszone dosłownie na każdym skrawku parapetu czy balkonu. Architektura miast to prawdziwe poplątanie z pomieszaniem. Po futurystycznych kształtach budynków widać brak jakiegokolwiek zagospodarowania przestrzennego. Kto ma działkę i pieniądze to buduje co chce i jak chce. Ważne żeby się znacząco  odróżniać i wyżej od sąsiadów. Na szczęście w trakcie spacerów udało nam się znaleźć „białe kruki” starego budownictwa warte zatrzymania i wejścia na posesję. Po przekroczeniu progu takiego domu człowiek przenosi się kilkadziesiąt lat wstecz.

Bieda biedą, a życie życiem czyli „zastaw się a postaw się”. Miernikiem statusu dla Gruzina jest samochód co zresztą widać na ulicach. W końcu trzeba się pokazać, a jak kogoś stać to najlepiej w Mercedesie czy BMW. Nieważne że żyję i mieszkam biednie, samochód musi być. Samochody są porysowane i powgniatane. Tak że uważajcie jadąc do Gruzji własnym samochodem.

Wizerunek mniejszych miejscowości i wsi to głównie stara zabudowa jednorodzinna. Z ulicy trudno dostrzec domy, ponieważ zasłonięte są bujną roślinnością i co najważniejsze dla Gruzinów - winogronami. Każdy kto może to uprawia winogrona na własne potrzeby. Uprawiane są często przy głównych drogach, tak że zawierają co nieco spalin. Gruzińska rodzina statystycznie z tych winogron produkuje 600 litrów wina na rok oraz 200 litrów bimbru czyli chachy.

W miastach widać dużo bezpańskich, niegroźnych, zabiedzonych aczkolwiek oznakowanych psów, kręcących się przy restauracjach, liczących na jedzenie. Codziennie dokarmialiśmy psy jedzeniem z hotelowych restauracji. Bezpańskie psy nikomu nie wadziły, a Gruzini traktowali je obojętne. Właściciele niektórych restauracji zapewniali, że dokarmiają psy które są z ich okolicy. Tylko dwukrotnie widziałem psa na smyczy na spacerze. W trakcie spacerów często grupy kilku psów chodziły za nami licząc na jedzenie.

Jeszcze słowo o gościnności: w mieście Achalciche podczas wieczornego spaceru trafiliśmy na wesele organizowane na odrestaurowanej twierdzy - Rabati. Usiedliśmy na schodach i oglądaliśmy spodziewając się niewiadomo jakiej gruzińskiej biesiady czyli tańców i swawoli.  Wesele jak to znane nam wesele, liczne i wystawne z  muzyką na żywo. Z tym, że od godz. 20.00 do 23.30 dominowały przemówienia i podziękowania, a muzyka nie była do tańca więc weselnicy tylko siedzieli. Miłym gestem skierowanym do widzów, nie tylko obcokrajowców, ze strony weselników był poczęstunek winem i chaczapuri. Pierwsza kolejka dość skromna, taca chaczapuri i dzbanek białego wina, które przejęli chińczycy siedzący przed nami. Ale się podzielili. Później już poszło. Donieśli tyle chaczapuri i wina, że musieliśmy częstować dochodzących widzów. Przynajmniej dla nas wesele było udane i chociaż na chwilę uratowało program wycieczki prowadzony przez znudzoną pilotkę.

Co nam się podobało: Gruzję chcieliśmy odwiedzić jako jeden z pierwszych krajów postradzieckich. Oczytani i osłuchani na temat gruzińskiej gościnności i malowniczego kraju i tak wiedzieliśmy, że jedziemy do państwa, które przez wiele lat było pod silnym wpływem ZSRR. Niestety później nastąpiły lata zapaści gospodarczej. Doświadczeniem z poprzednich lat wiedzieliśmy, że nie należy mieć wygórowanych oczekiwań i to doświadczenie się potwierdziło. Tak jak do tej pory nasze wyjazdy były udane, tak wyjazd do Gruzji muszę zaliczyć do wyjazdu niezupełnie udanego. Program jaki był taki był. Nie wszystko da się zobaczyć w ciągu kilku dni. Jednak mogliśmy zobaczyć zdecydowanie więcej gdyby nie niechęć pilotki. Program realizowany był w godz. 08.00 – 18.00 w tym dość długie przejazdy. Oczywiście przejazd to nie tylko nudny przejazd, to także zwiedzanie z tym, że mobilne. Przejazdy trzeba umieć wykorzystać. Dla innych to nuda, a dla nas to obserwacja życia i czytanie zaległych książek. Po godz. 18.00 był czas wolny, który wykorzystywaliśmy na indywidualne spacery po okolicy.   Warto wynająć taxi, wynegocjować cenę za przejazd i w ten sposób zwiedzić miejsca, o których pilot wycieczki nie wspomniał. Taksówkarze sami oferują taką usługę i pokazują gdzie mogą zawieźć.

Trasa przejazdu:  Batumi, Kutaisi, Tbilisi, Gori, Mccheta, Stepatsminda, Wardzia, Acjalciche, Bordżomi.

Na szczególne uznanie zasługuje:

  • Kaukaz. Łańcuch górski leżący na terenie Gruzji, Armenii, Azerbejdżanu, Rosji. Jak to góry, wysokie i piękne, niektóre szczyty ośnieżone. W stronę gór jechaliśmy tzw;  „Drogą Wojenną”. Widoki naprawdę piękne. Była to niestety tylko kilkugodzinna wycieczka, której minusem był brak noclegu w górach. Kto może to niech w górach Kaukazu zaplanuje nocleg żeby nacieszyć się widokami.
  • Wardzia.  Skalne miasto/klasztor usytuowane na zboczu góry Eruszeli w południowej Gruzji.

Co nam się nie podobało: Nie możemy narzekać na Gruzję jako na kraj.  Gruzja, jak każde państwo w którym byliśmy warta jest polecenia i odwiedzin. Jak każdy kraj ma wady i zalety. My zawsze szukamy zalet i to co dla innych jest niedogodnością dla nas po prostu jest inne niż w Polsce. Przyjmujemy takim jakim jest. Trzeba jechać i samemu się przekonać. Na naganę zasługuje brak kolacji w pierwszym dniu po przyjeździe. Niektórzy byli w podróży 18 godzin. Wyjazd na pewno byłby bardziej udany gdyby nie nudne przedstawienie tego kraju przez pilotkę wycieczki i lepsze wykorzystanie czasu na zwiedzanie. Równie dobrze mógłbym wysłuchać przewodnika po Gruzji odczytanego na kazaniu. Ponadto zamiast oferować klientom zwiedzanie w Gori muzeum tyrana Stalina, na pewno lepiej zaproponować Skalne Miasto Upliscyche położone tylko 10 km od Gori lub Kanion Okatse niedaleko Kutaisi, przez które tylko przejechaliśmy.

Pilot wycieczki: „przez osiem ostatnich lat” byliśmy już na wielu wycieczkach objazdowych i oprócz pobytu w Hiszpanii zawsze chwaliliśmy pilotów wycieczek. Kontaktowi, otwarci dla ludzi, zawsze proponowali pomoc i dodatkowe atrakcje wiedząc, że nie każdy z uczestników wycieczki samemu potrafi poruszać się w obcym mieście. Pilota wycieczki pani Ilony z Biura Podróży Rainbow niestety nie pochwalimy. Zabrakło zaangażowania, entuzjazmu i kontaktu z ludźmi. Jakby mogła to zapewne całą wycieczkę pokazałaby z okien autobusu i w jak najszybszym tempie żeby mieć więcej wolnego czasu dla siebie. „Proszę Państwa program przewiduje przejście tą ścieżka zatem nią przejdziemy. Na końcu ścieżki za krzakiem stoi „Święty Graal”. Niestety program wycieczki nie przewiduje zajrzenie za krzak  więc za niego nie zajrzymy i nie zobaczymy „Świętego Graala”. Ale mogą Państwo wrócić tutaj 100 km w czasie wolnym. Takie to było podejście pani Ilony do ludzi. Mając 3 godziny czasu wolnego przejechaliśmy autokarem 2 kilometry obok Ogrodu Botanicznego, do którego musieliśmy później jechać taksówką kilkanaście kilometrów,  ponieważ pani Ilona nie raczyła o tym wspomnieć i niczego więcej zaproponować niż to co program przewidywał. Wolała wytracić czas w autobusie niż zaproponować ludziom wejście do ogrodu - Naganne.  Od pilotów oczekujemy pomocy,  wyjaśnień, szczegółów i wiedzy  a nie ospałego podejścia do obowiązków. Ludzie naprawdę byli nią zawiedzeni i jak stwierdzili tylko dlatego nie wpisali tego w ankietę żeby nie robić jej przykrości. Miejscowi taksówkarze mieli więcej do zaoferowania niż nasz pilot.  Klapki na oczy i nie ma gadania. Odnieśliśmy wrażenie, że Pani Ilona nie wiedziała nic ponadto co sama wyczytała w przewodniku, a w niektórych miejscach nawet nie była. Na szczęście zaprawieni w objazdach potrafimy sami wyszukać miejscowe atrakcje chociażby w miejscowości Gori, w której program przewidywał tylko muzeum Stalina. Pani Ilona oczywiście oprócz standardowego „pójścia na kawę i posiedzenia w parku przy muzeum” niczego nie zaproponowała. My zajrzeliśmy za zakręt i  znaleźliśmy ciekawsze atrakcje niż wątpliwe muzeum Stalina. W Tbilisi nie mieliśmy kolacji. Tylko dla chętnych był płatny fakultatywny wieczór.  Pilotka stwierdziła, że przy hotelu nie ma restauracji i trzeba jechać do centrum. Znalezienie restauracji z domową kuchnią, w której biesiadowali miejscowi, w odległości  150 m od hotelu zajęło mi 4 minuty.  Tak że proszę Państwa nie zrażajcie się jak traficie na takiego pilota. Zbierzcie się w kilka osób jak to my robiliśmy, wynajmijcie taxi na objazd, a na pewno ciekawie spędzicie czas.  

Czas lokalny: różnica czasu 2 godz. do przodu. 

Hotele: Na wycieczce objazdowej ***. Standard dobry. Czysto, klimatyzacja, ciepła woda. Wszystko co potrzeba do przenocowania. Śniadania w hotelach standardowe: ser, pomidory, ogórek, marna wędlina i kiełbaski, z których zrobiliśmy dobry pożytek  dając je zabiedzonym psom. Obsługa wnosiła bagaże. Ale jak ktoś nie chce czekać na walizkę 20 minut to lepiej niech wniesie je sam.

Nie korzystaliśmy z tej opcji ale podróżując samemu można zatrzymywać się w lokalnych agroturystykach lub hostelach. Wówczas może jest szansa na  podejrzenie życia na wsi. Jednak proszę nie wyobrażać sobie, że nadal żyją jak na zaścianku. W Polsce też nie znajdziecie starych chat krytych strzechą i glinianych dzbanków na drewnianym połcie jak u Karguli i Pawlaków. Ale jak trzeba będzie to pod turystę się zrobi.

Elektryczność: Gniazdka standardowe z dwoma okrągłymi bolcami.   

Jedzenie: W ramach objazdu mieliśmy zapewnione śniadania i  kolacje. Śniadania niewyszukane, ale białe sery bardzo dobre, może dlatego, że lubię białe sery. Tylko dwa razy było masło do pieczywa. Kolacje w hotelach serwowane do stołu na półmiskach ale niczego nie brakowało a nawet zostawało. Dużo, dobrze i smacznie. Oczywiście do wszystkiego bułka (bardzo dobra, gęsta) i chaczapuri. Ani razu nie podali wina, nawet na posmakowanie. Taka to gościnność i "gruzińska uczta". W zamian za to na stołach były bardzo słodkie napoje o różnych smakach. Spróbowałem i nie tylko ja stwierdziłem, że nie nadają się do picia.  Jak się okazało Gruzini bardzo je lubią. Napoje nie przypadły mi do gustu i zostałem przy miejscowym winie i piwie, które kupowałem w  sklepach ponieważ tylko w dwóch hotelach była możliwość zakupu wina do kolacji.  Wiem, że goście z BP Ecco Travel.eu, z którego usług tym razem nie mogliśmy skorzystać, do kolacji dostawali wino. Zatem od czego to zależy ? Od „gruzińskiej gościnności”, od chęci organizatora, czy operatywności pilota ? 

Będę to powtarzał za każdym razem, że polska i kresowa kuchnia nie ma sobie równych. Gruzińska kuchnia wprawdzie inna ale jakoś mnie nie zachwyciła. Dobra na spróbowanie, posmakowanie i zachwyt ale tylko  na dwa dni. Po dwóch dniach jedzenia chaczapuri i pierogów chinkali już mieliśmy dość. Jednak nasz polski pieróg z kapustą i grzybami, podsmażany ze skwarkami jest jedyny w swoim rodzaju. Chyba każdy doświadczył tego uczucia za granicą. Wszystko smaczne ale po tygodniu tęsknimy za żurkiem. Jeżeli chcecie poczytać o lepszym jedzeniu to zajrzyjcie na zakładkę „Wietnam”.

Gdzie zjeść ? W dużych miastach restauracje znajdziecie na każdym kroku. A nawet jak je ominiecie to i tak zostaniecie zahaczeni przez obsługę i zaproszeni do środka. W  restauracjach jest praktycznie to samo menu ponieważ kuchnia nie jest wyszukana. Oczywiście o kuchni gruzińskiej można napisać  książkę kucharską ale w restauracjach dominuje kilka głównych dań. Różnica może być jedynie w cenach.  W mniejszych miejscowościach także z łatwością znajdziecie przydrożne restauracje oraz mniejsze garkuchnie. W końcu wszystko pod turystę. Musicie wiedzieć, że w restauracjach, obojętnie czy zamówisz danie czy tylko napój, doliczają 10% - 20% napiwku za serwis. Doliczą także każdy kawałek chleba i miseczkę sosu, które dodatkowo podadzą na stół. Tak że nie dajcie się oszukać i sprawdzajcie rachunki. Liczą na to, że turysta się nie połapie za co płaci. Wybierajcie restauracje z menu, w którym są zdjęcia dań.

Co zjeść ?

  • Chaczapuri oczywiście na pierwszym miejscu. Stanowi podstawę gruzińskiej kuchni.  Chlebowy placek z serem najlepiej podawany na ciepło. Może być w różnym wykonaniu w zależności od regionu i nie tylko z serem ale także z sadzonym jajkiem i warzywami.
  • Chinkali. Zakręcone, gotowane pierogi z grubego ciasta z mięsnym lub grzybowym nadzieniem oraz bulionem w środku.
  • Adżapsandali. Gulasz warzywny.
  • Mcvadi. Szaszłyk z wieprzowiny, kurczaka, baraniny.
  • Badridżani Nigvzit. Grillowane i zawijane plastry bakłażana  posmarowane pastą z orzechów włoskich i czosnku. Bardzo smakowało wszystkim paniom.
  • Mczadi. Kukurydziany placek smażony na patelni.
  • Brindżuła. Ciasto z serem.
  • Czurczchela. Uformowany w kształt kiełbasek wysuszony sok z owoców nadziewany różnymi orzechami. Bez problemu przywieźliśmy w bagażu podręcznym 8 sztuk.
  • Miód z kasztanów i Konfitura z szyszek. Naprawdę niecodzienne smaki.
  • Lody: kręcone lody o smaku wina, bardzo smaczne i orzeźwiające (5 lari).
  • Słodkie chleby !!! (1 lari), które mieliśmy okazję kupić przy drodze ale nie pamiętam gdzie. Nie kupiłem i wyjaśniam dlaczego. Jaka cena taki wyrób. Chleby oczywiście robione ręcznie i wypiekane na ścianach okrągłych pieców. Wszystko wyglądało domowo i tradycyjnie. ALE !  Panie do pieców wrzucały foliowe torebki po czym zakładały pokrywę na piec. Spalone reklamówki osiadały na ściankach, na które nakładane było ciasto chlebowe do wypieku. Smacznego ! Chleb nadziewany przypieczoną, foliową torebką - Gruzińsko i tradycyjnie :/

Waluta/Ceny: Gruzińską walutą jest „Lari”. 1 Lari – około 1,4/1,7 zł. W kantorach, których w dużych miastach jest sporo, przyjmują na wymianę $ i €. W sklepach i restauracjach można płacić kartą. My wymieniliśmy $ ponieważ kurs był bardziej korzystny niż dla €. Ceny tylko nieznacznie większe niż w Polsce. To już kolejny kraj, w którym jest drożej niż w Polsce. W restauracjach ceny także porównywalne do polskich. Trzeba się liczyć z tym, że podstawowe dania jak chaczapuri lub pierogi chinkali z piwem to wydatek 12-15 Lari.  Na przydrożnych straganach z miejscowymi wyrobami np.: miody, sery, konfitury ceny można nieznacznie negocjować. W Gruzji na pewno łatwo kupicie domowej roboty wino. Wystarczy wejść do pierwszego lepszego, małego, rodzinnego hotelu. Tam każdy kto ma kawałek ziemi produkuje swoje wino. Z zakupami nie ma problemu. Większych i mniejszych sklepów jest dużo i to dobrze zaopatrzonych oczywiście zwłaszcza w wino. Ale takich dużych marketów ja w Polsce nie znajdziecie. Przy czym jak jedziecie z wycieczką i macie okazję to kupcie zawczasu napoje ponieważ organizator może was wywieźć do hotelu w takie miejsce,  że dosłownie niczego w pobliżu nie będzie. Po drodze zostają jeszcze stacje benzynowe. Przy niektórych stacjach są sklepy. Przykładowe ceny w sklepach: miejscowe piwo 0,3L – 1,6 Lari, 0,5L od 2,2 Lari. Miejscowe wino w sklepie 0,7L od 7 Lari. Sok 0,5L od 3 Lari.

Język: oczywiście gruziński. Po angielsku tylko w hotelach ale i tak łamana angielszczyzna  i to nie wszędzie. Już prędzej dogadamy się po rosyjsku.

Pogoda: zróżnicowana w ciągu roku i w różnym terenie. W każdym razie w czerwcu było bardzo gorąco a miejscami do tego wilgotno. Średnio, w miastach,  w ciągu dnia około 32oC. W tak gorących warunkach pijesz i nic nie pomaga. W górach Kaukazu, na poziomie, na którym byliśmy, na który może dotrzeć przeciętny turysta (2379m npm) było około 15oC. W ciągu dnia trzykrotnie padał deszcz w tym w górach. Ale były to tylko przejściowe opady.   

Internet: W hotelach było darmowe WiFi. Roaming: połączenie głosowe 8 zł min. SMS 2 zł. Można skorzystać z darmowych punktów WiFi na większych placach i w restauracjach. Na miejscu można kupić karty lokalnych operatorów np.: Magti, Geocell, Beeline.

Drogi: Jechaliśmy autobusem czyli po głównych drogach. Było dobrze, ale czasami szczególnie w górach kręto i stromo. Należy liczyć się z tym, że przy drogach będą wypasane krowy, które samotnie będą się przemieszczać dlatego o wypadek nietrudno.

Bezpieczeństwo: Było bezpiecznie. Standardowo, jak ktoś szuka przygód to je znajdzie. W Tbilisi akurat były protesty w związku z wizytą rosyjskiego dyplomaty, który przemawiał w gruzińskim parlamencie z miejsca marszałka. Gruzinom bardzo się to nie spodobało i wyszli na ulice.

Co warto kupić: Pierwsza myśl „Batumi hej Batumi, herbaciane pola Batumi”. Czyli szukamy miejscowej herbaty. Dla młodzieży, czyli i dla autorów bloga, informacja: tekst z piosenki „Batumi” (1963) zespołu Filipinki. Tylko gdzie te herbaciane pola ? Niestety, tak jak „już nie ma dzikich plaż” tak nie ma herbacianych pól Batumi. W trakcie przejazdu widzieliśmy tylko niewielkie uprawy herbaty.

  • Herbata: dostępna w sklepach, miejscowa, gruzińska, czarna i zielona w tym z dodatkami smakowymi.
  • Wino: białe i czerwone i jest go bardzo dużo. Jakie kupić ? Nie wiem. Jak ktoś wie to niech da znać i wybierze coś spośród dziesiątek marek.  Białe, codzienne gruzińskie wino, zwłaszcza własnej roboty, może się różnić w smaku od win europejskich,  które to znawcy tematu zalecają pić w temperaturze pokojowej lub  lekko schłodzone. A ja mam w pokoju tylko 6oC i w takiej temperaturze piję wino czerwone bo lubię. A Małgorzata do białego wina dolewa odrobinę Sprite bo też lubi. W każdym razie niewyszukane białe, gruzińskie wino może nie przypaść go gustu, chyba że jest bardzo zimne. Dla mnie było cierpkie i takiego wina gościom na stół bym nie postawił. Jak to z winem, trzeba próbować i znaleźć odpowiedni smak dla siebie.
  • Chacha: czyli narodowa, gruzińska wódka 40%, biała i ruda, produkowana z winogron (w sprzedaży także polska żubrówka z trawą, tańsza niż u nas 0,5L – 17 zł).  
  • Miody: w różnych smakach. Kupiliśmy dotąd nam nieznany - kasztanowy.  
  • Konfitury: w różnych smakach. Wybraliśmy konfiturę z „szyszek” (tłumaczenie dosłowne). Ciężko powiedzieć jak jest wytwarzana ale miała posmak i zapach drzew iglastych. Smaczna.
  • Czurczchela: orzechy zalane stężałym sokiem z różnych owoców, w tym moim ulubionym z granatu. W bagażu podręcznym przywieźliśmy 8 szt.

 

CO  ZOBACZYĆ

BATUMI: położone nad Morzem Czarnym. Miasto, które na siłę próbuje być na wskroś nowoczesne w związku z czym zagospodarowanie przestrzenne nie istnieje. Niektórzy wprost nazywają to kiczem. Zaczyna dominować wysokościowe, futurystyczne budownictwo, zwłaszcza hotele w pierwszej linii brzegowej. Taki wizerunek ma świadczyć o dobrobycie. Jednak to tylko pozór. Niewiele dalej trwa codzienne, szare życie w rozwalających się blokach mieszkalnych.  Na skrzyżowaniach ulic znajdują się wyraźne oznakowania, tak że i bez mapy znajdziemy interesujące  miejsca.

  • Jak nad morzem to betonowa promenada długości około 8 km. Z jednej strony morze i kamienista plaża, z drugiej hotele do chmur. Standardowo restauracje, piwo, lody, riksze, rowery, szmery-bajery. 
  • Ruchomy pomnik Ali i Nino: metalowa rzeźba przedstawiająca kobietę i mężczyznę (historia miłości muzułmanina Alego i chrześcijanki Nino).
  • Koło młyńskie: czyli pionowa, wolna karuzela (promenada)
  • Wieża Alfabet: metalowa konstrukcja na promenadzie, w nocy podświetlana (promenada)
  • Wieża Chachy: czyli niewielka wieża z zegarem, z której kiedyś płynęła chacha, później wino a teraz już nic nie płynie, turyści wyczerpali źródło alkoholu (promenada)
  • Tańczące, podświetlone fontanny: niestety skromnie i cicho, głośniki tylko od strony hoteli (promenada)
  • Stacja kolejki linowej: warto i polecamy, wprawdzie jazda krótka ale widok jak to z góry ładny (promenada)
  • Batumi Piazza: kilka ulic, które podobno mają przypominać włoską architekturę. Może i przypominają ale chyba tylko wprawne oko to dostrzeże. Na placu oczywiście co krok restauracje (niedaleko promenady)
  • Pomnik Medei na placu Europa: dotyczy mitu o Jazonie i wyprawy po złote runo.
  • Synagoga: niestety była zamknięta.
  • Meczet: około 50m od promenady, mały i skromny ale z klimatyzatorem i otwarty.
  • Katedra NMP z XIXw.
  • Teatr.
  • Delfinarium: jak nazwa wskazuje oferuje pokazy tresowanych delfinów. Nie skorzystaliśmy i nie sfinansowaliśmy tresury dzikich zwierząt.
  • Plac Marii i Lecha Kaczyńskich: niewielki skwer. Program przewidywał przejście po placu jednak nikt nie wysiadł z autobusu.
  • Nie widzieliśmy: stadionu,  Black Sea Gate i zapewne wielu innych miejsc oddalonych od promenady i starówki.

Okolice Batumi:

  • Ogród Botaniczny: trzeba dojechać taxi. Na przejście całego ogrodu potrzeba co najmniej 3 godz. Wstęp 15 Lari.
  • Most królowej Tamary z XIw: kamienny, łukowaty, niewielki most.

KUTAISI: trochę bajek z krainy mchu i paproci: W mitologii greckiej występuje jako  miasto w Kolchidzie, do którego wybrał się Jazon po Złote Runo. Przez Kutaisi przejeżdżaliśmy w ciągu dnia i miasto wyglądało jakby było wyludnione.

  • Katedra Bagrati z XIw: znajduje się na szczycie wzgórza Ukimerioni.
  • Klasztor (monastyr) Gelati z XIw. (lista Unesco)
  • Fontanna „Kolchidy”: na centralnym placu w mieście.

Okolice Kutaisi:

  • Kanion Okatse: kanion przez który przechodzi się przymocowanym do skał pomostem (niestety poza programem)
  • Rezerwat Sataplia: z całego kompleksu mieliśmy okazję zobaczyć tylko niewielki ułamek. Ogólnie miejsce bardzo ładne, położone na wzgórzach, oferujące znakomite tereny do pieszych wypraw.  
    • Jaskinia: miała być jaskinia Prometeusza ale nasza pilotka z niewiadomych nam powodów wybrała tą w rezerwacie (może dlatego że była bliżej i zaoszczędziła na czasie i na paliwie ?). Jaskinia jak to jaskinia - chłodno i wilgotno. Byliśmy już w kilku innych i z każdej jesteśmy zadowoleni.
    • Punkt widokowy ze szklaną platformą. Nikt nie wiedział, że na punkcie widokowym jest taka platforma ponieważ pilotka o tym nie wspomniała (jakby poszła cała grupa to później bylibyśmy w hotelu ?)  i zapewne dlatego kilka osób nie poszło. Tylko od niechcenia wspomniała o tym punkcie, że w ogóle jest. Tyle to i my wiedzieliśmy ze znaku informacyjnego. A platforma bardzo fajna z pięknym, panoramicznym widokiem. Kto posłuchał pilotki i nie był niech żałuje.
    • Kulminacyjny punkt całego kompleksu czyli ślady dinozaurów, które zaszczyciły to miejsce swoją obecnością i zostawiły odciski łap i pazurów. Taki miały gest. Normalnie aleja gwiazd mezozoiku.  Czekamy w pełnym słońcu, w kolejce do budynku. Postawili by chociaż  makietę dinozaura to by się człowiek w cieniu schował. Ale nie ! W końcu weszliśmy i naszym oczom ukazał się ... no właśnie co ? Do tej pory nie wiem co to miało być. Wylany na górce beton, na którym ktoś się przeczołgał i zostawił jakieś niewyraźne ślady - może odciski kurzych łap ?  No cóż, wszedłem, rzuciłem okiem i tyle. Zapewniam, że widzieliśmy już inne, zdecydowanie okazalsze wykopaliska z prawdziwymi szczątkami dinozaurów.

TBILISI: stolica Gruzji. Bardzo wiele miejsc do odwiedzenia, na które nie starczyło czasu.

  • Katedra Trójcy Świętej: położonA na wzgórzu św. Eliasza. Sanowi siedzibę patriarchy Gruzji Katolikosa.  Największy budynek sakralny w Gruzji.
  • Narikala z IVw: Twierdza znajdująca się na wzgórzach Tbilisi skąd jest widok na panoramę miasta.  Na wzgórza wjechaliśmy kolejką linową a następnie zeszliśmy.
  • Meczet; u podnóża twierdzy Narikala. Trudny do odnalezienie ponieważ zabudowany innymi budynkami.
  • Łaźnie parowe: u podnóża twierdzy Narikala
  • Aleja Szoty Rustawlego (poeta z XIIw): główna ulica miasta, ciągnąca się między pl.Wolności a pl. Rewolucji Róż.  Znajdują się tam m.in. Parlament, Gruzińskie Muzeum Narodowe, kościół Kaszweti, Teatr im. Szoty Rustawelego, Opera im. Paliaszwiliego, Galeria Malarstwa,  Filharmonia i wiele innych. Przez aleję tylko przejechaliśmy ponieważ w programie było „można zobaczyć” a nie że zwiedzimy.

KAUKAZ: łańcuch górski w płd-zach. Azji na terenie Gruzji, Azerbejdżanu, Armenii i Rosji. Jak to góry - przepiękne. Trochę bajek z krainy mchu i paproci: według mitologii greckiej to właśnie do skał Kaukazu Zeus przykuł Prometeusza za karę za stworzenie człowieka i oszukanie Zeusa.   W kierunku gór jechaliśmy tzw: Drogą Wojenną czyli głównym szlakiem przechodzącym w poprzek Wielkiego Kaukazu od Tbilisi do Władykaukazu w północnej Osetii. Droga ta była znana i wykorzystywana w starożytności. W górach bardzo kręta i stroma. Wzdłuż trasy można zobaczyć:

  • Twierdza Ananuri z XVIw., położona przy jeziorze Żinwali (Zhinvali)
  • Ośrodek narciarstwa w Gudauri
  • Pomnik przyjaźni Gruzińsko – Rosyjskiej: takiego czegoś nie mogłoby zabraknąć w każdym szanującym się kraju, który był pod panowaniem ZSRR. Betonowa rotunda na szczycie góry, ozdobiona mozaiką z motywami historycznymi. Tak spieprzyć górski krajobraz jakąś przyjaźnią :/
  • Przełęcz Krzyżowa: najwyższy punkt Gruzińskiej Drogi Wojennej, 2379m npm.
  • Góra Kazbek: jeden z najwyższych szczytów Kaukazu 5033m npm
  • Wąwóz Darialski: wąwóz rzeki Terek.
  • Cminda Sameba: prawosławny klasztor z XIVw., położony niedaleko wioski Gergeti  w pobliżu miasteczka Stepancminda, na wzgórzu, na wysokości 2170 m n.p.m., Nad klasztorem góruje szczyt Kazbek. Do klasztoru dojeżdża się samochodami 4x4. Klasztor z niesamowitą atmosferą. ALE ! Niestety jest jakieś ALE. Ponownie dosłownie spieprzono to miejsce, a wszystko przez turystów i dla  turystów. W przepięknej, górskiej okolicy, z widokiem na Kazbek, około 100m od klasztoru wybudowano olbrzymi parking. Co więcej, do samego klasztoru położonego na wzniesieniu wybudowano drogę również zakończoną parkingiem. Krajobraz zrujnowany.
  • Rzeka Aragwi: w jednym punkcie spotykają się dwa potoki rzeki - białej i czarnej.
  • Mleczne wody: skały o mlecznym kolorze, po których cały czas spływa woda. Zajmują bardzo małą powierzchnię na zboczu góry.

MCCHETA: jedno z najstarszych miast w Gruzji, przy ujściu rzeki Aragwy do Kury.

  • Katedra Sweti Cchoweli z XIw., zbudowana na miejscu pierwszej w Gruzji świątyni chrześcijańskiej z IV w. Miejsce koronacji i pochówku władców Gruzji. 
  • Klasztor (Monastyr) Dżwari z VIw., Ze wzgórza rozciąga się panorama na miasto i rzekę.

GORI: niestety chyba najbardziej znane i nadal kultywowane jako miejsce urodzin Josifa Wissarionowicza Dżugaszwili czyli Józefa Stalina.

  • Ruiny umocnień twierdzy Ksanis Ciche z XVw., która w czasie najazdu tureckiego miała bronić na gruzińskiej drodze wojennej dostępu do reszty kraju.
  • Pomnik rycerzy króla Dawida IV Budowniczego, takiego który zastał Gruzję drewnianą a zostawił murowaną.
  • Muzeum Stalina. Wątpliwa atrakcja turystyczna i z niewiadomych mi powodów nadal jest w programie Rainbow.  Zamiast oferować ludziom zwiedzanie muzeum tyrana i mordercy  na pewno lepiej zaproponować Kanion Okatse niedaleko Kutaisi lub około 10 km od Gori Skalne Miasto Upliscyche. Już przed wyjazdem zaznaczyliśmy w BP Rainbow, że nie będziemy korzystali z tego punktu programu  i wspierali finansowo utrzymywanie muzeum.  Na miejscu oczywiście wizerunki Stalina na magnesach, winie, talerzach i wszelkiego rodzaju pamiątkach. Widocznie ludzie to kupują. 

ACHALCICHE:  miasto w płd-zach. Gruzji, stolica i największe miasto regionu Samcche-Dżawachetia.

  • Twierdza Rabati z XIIw., obecnie odbudowana i wygląda jak nowa. Wewnątrz niewielkie ogrody, tarasy, basen, wieża widokowa.
  • Przed hotelem nostalgiczny widok kwitnącego na maskach samochodów handlu „przydasiami” i wszelkiego rodzaju częściami zamiennymi i płynami.

WARDZIA: skalne miasto-klasztor z XIw., usytuowane na zboczu góry Eruszeli w południowej Gruzji,  wykute w skale na kilkunastu poziomach. Początkowo służyła jako kompleks obronny ale została przekształcona w zespół klasztorny. Trzęsienie ziemi w 1283r., zniszczyło miasto i odkryło jego pomieszczenia ukryte za skałami. W końcu w XVw., miasto zostało zdobyte i ograbione. Aktualnie Wardzia jest miejscem wyłączonym z użytkowania przeznaczonym tylko do zwiedzania.

BORDŻOMI: miasto uzdrowiskowe w regionie Samcche-Dżawachetia. Położone jest w górach Małego Kaukazu, nad rzeką Kurą. Wokół miasta roztaczają się tereny Bordżomsko-Charagaulskiego Parku Narodowego. W mieście znajduje się uzdrowisko z płatnym wstępem. W uzdrowisku można spróbować słonawej, naturalnie gazowanej wody „borjomi” prosto ze źródła. Obsługa nalewa do kubków. Popróbowałem, a korzonki jak bolały tak bolą. Widocznie działa na inne części ciała. Na drodze do uzdrowiska można kupić miejscowe wyroby spożywcze. Tutaj kupiliśmy wspomnianą konfiturę z szyszek. Na miejscu znajduje się kolejka linowa, z której leniwi mogą podziwiać park narodowy.

WARTO  OBEJRZEĆ:

  • Nr 1 !!!  Kabaret pod Egidą: Avas (Piotr Fronczewski i Wojciech Pszoniak)
  • 5 dni wojny (2010r. Andy Garcia, Val Kilmer)
  • „Mandarynki” (2013)
  • Wyspa kukurydzy (2014) Simindis Kundzuli
  • Kabaret Czesuaf: telefonia

Dodaj opinię: komentarz & opinie

 

poniedziałek, 01 lipiec 2019